Powołanie do samotności?

Dziś w mojej parafii niedziela powołań. Krótkie słowo po Ewangelii (bo nie można tego nazwać homilią, ani kazaniem) wygłosił kleryk Arcybiskupiego Seminarium w Poznaniu.
Wiadomo, że kiedy przychodzi kleryk będzie mówić o powołaniu.

Nie mam nic przeciwko, rozumiem też, że dopiero się uczą i jeszcze są w ich mowie pewne niedociągnięcia. Nie można im za to zarzucić braku zaangażowania.

Co mnie wzburzyło w słowach tego alumna?
To, że sprowadził powołanie człowieka do trzech płaszczyzn (oczywiście tych ziemskich, bo podkreślił, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości), z których dla mnie jedna z nich nie jest powołaniem.
Powiedział o powołaniu do kapłaństwa, małżeństwa i samotności.
Raz, że kolejność jest zdecydowanie odwrócona - w pierwszej kolejności człowiek jest powołany do małżeństwa, a w wyjątkowych przypadkach Bóg wybiera sobie kogoś do Jego służby.
Dwa - i co najważniejsze - nie ma powołania do samotności!

Jak Bóg mógłby być tak okrutny, by czyjąś drogę życiową wskazać jako tułaczkę przez życie w samotności? I co tak w ogóle jest to powołanie do samotności? Może być powołanie do życia zakonnego - wtedy za żonę/męża wybiera się sobie Jezusa i z Nim idzie przez życie we wspólnocie zakonnej. A single? Czy naprawdę sami wybrali sobie samotność z powołania? Najczęściej tak się dzieje z wygodnictwa i z lenistwa - nie chcą być z kimś, bo takie życie im odpowiada, przyzwyczaili się do niego i nie chcą go zmieniać. To nie jest powołanie. To jakieś wypaczenie spojrzenia na życie, w którym liczę się tylko ja i moje marzenia, przyjemności itp.

Podstawowym powołaniem człowieka jest życie w małżeństwie - zgodnie z opisem stworzenia człowieka z Księgi Rodzaju - stworzył Bóg człowieka - stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: "Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" Rdz 2,24.
Od tego powołania są wyjątki, mówi w nich Jezus w Ewangelii według Św. Mateusza: "Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!" (Mt 19, 11-12).
Niektórzy mogą być niezdatni do małżeństwa od urodzenia - prawdopodobnie mogą to być osoby niepełnosprawne, które nie są w stanie być samodzielne i nie są w stanie stworzyć związku. Są też zwykli ludzie, którzy mogliby się ożenić/wyjść za mąż, ale doświadczenie ich życia, ludzie których spotkali na swojej drodze sprawili, że nie są w stanie stworzyć związku, prawdopodobnie ze względu na złe doświadczenia (zły przykład w rodzinie, przemoc, gwałt)mają psychiczne opory na wchodzenie w bliskie relacje. I wreszcie, na samym końcu są wymienieni ci, którzy rezygnują z życia małżeńskiego ze względu na Królestwo Boże - to są powołani do kapłaństwa i życia zakonnego.

I gdzie tu miejsce na powołanie do samotności? Czyżby ci wszyscy single byli niezdatni do małżeństwa z powodów psychicznych oporów i złych doświadczeń?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Życie wbrew Bogu

Słowa pewności

9.11.2017